Z NIKIM SIĘ NIE ŚCIGAM. TOMASZ KOT

BOGOWIE AGORA 7
BOGOWIE AGORA 7

Z NIKIM SIĘ NIE ŚCIGAM. TOMASZ KOT

Introwertyk zarażający energią innych. Aktor-kameleon bez trudu „wskazujący w buty” kolejnych filmowych postaci. Tomasz Kot, charyzmatyczny profesor Religa z filmu „Bogowie”, podobnie jak Jeff Bridges uważa, że aktor ma naturę węża.

Aleksandra Czernecka.: Zaczyna Pan role od butów. Kowbojki Ryszarda Riedla, adidasy profesora Religi?

Tomasz Kot: W krakowskiej szkole teatralnej profesor Jerzy Stuhr zawsze powtarzał, że role trzeba zaczynać od butów. Jeżeli chcesz kogoś grać, to nie tylko musisz wskoczyć w „jego buty”, ale je „rozchodzić”. Musisz te buty „znosić”, żeby stały się „twoje”. Gdy rola tego wymaga proszę kostiumografa o buty z epoki. Chodzę w nich. Zmuszam je, by stały się wygodne.

A.Cz.: Po wyćwiczeniu fizycznego aspektu postaci: przygarbienie, charakterystyczny chód, dzikie spojrzenie, kompulsywne palenie papierosów, to: „Kićka, uważaj”, „Kićka, podaj mi” – do pielęgniarek, wypełnił Pan postać Religi własną energią duchową.

T.K.: To jak z jazdą samochodem. Jak już umiesz nim jeździć, to nie zastanawiasz się przy zmianie biegów, kiedy wrzucić sprzęgło. Trzeba opanować mechanikę zawodu, bo każdy zawód ma swoja magię i tajemnicę. Obserwowałem operacje, ale to nie znaczy, że po zagraniu roli kardiochirurga potrafię operować. Gdy się gra główną rolę, a na dodatek odtwarza postać realną, to upodobnienie ma ogromne znaczenie. To był potworny stres. Jak daleko się w tym naśladownictwie mogę posunąć? Czy na przykład powinienem powtórzyć tembr głosu profesora? Jego sposób mówienia? Ale gdy współpracownicy profesora zaakceptowali mój wygląd, to odczułem spokój, nabrałem wiatru w żagle.

A.Cz.: „Bogowie” to nie jest film-laurka. Czy pracując, myślał Pan o reakcji syna i żony profesora, jego współpracowników na Pana interpretację? Czuł Pan presję?

T.K.: Wiedzieli, że naszym zamiarem nie jest niedyskrecja, ale stworzenie przekazu pełnego nadziei. Prawdziwą lekcję pokory dostałem w klinice w Zabrzu. Wszedłem do Sali, w której leżeli dwaj pacjenci podpięci do komór, czekający na przeszczep już kilka miesięcy . Jeden z nich powiedział: „Zróbcie dobry film o naszym Profesorze”. Praca nad tym filmem była wyjątkowa. Wszyscy członkowie ekipy to czuli. Mobilizacja na planie była niesamowita. Każdy chciał się wykazać. Bez zmrużenia oka pracowaliśmy „po godzinach”. Każdy chciał być pomocny. Tą dobrą energię chyba czuć w tym filmie. Przenosi się przez ekran.

A.Cz.: Ostania scena filmu jest rekonstrukcją zdjęcia z 1987 r. opublikowanego przez „National Geographic”. Po skończonej operacji wyczerpany profesor siedzi przy stole operacyjnym. W tle widać jego asystenta, który ze zmęczenia osunął się na podłogę i zasnął. Jak inscenizowana była ta scena?

T.K.: To był ostatni dzień zdjęciowy. Dogrywaliśmy jeszcze detale z całego filmu, a pion scenograficzny przygotowywał precyzyjne odwzorowanie fotografii. Wszyscy czuliśmy, że to koniec tej dla nas bardzo intensywnej przygody. Usiadłem na taborecie. Ostanie poprawki. To była niezwykle wzruszająca chwila.

A.Cz.: Wróćmy do butów. Jak Pan wskoczył „w buty aktora”? Dlaczego nie malarstwo, nie posługa duchowa misjonarza, a aktorstwo stało się Pana zawodem?

T.K.: Malarstwo było moim marzeniem. O niczym innym nie myślałem. To była moja pasja. Marzyłem o liceum plastycznym. Z tych planów nic nie wyszło , przez pół roku byłem w Niższym seminarium duchownym, aż w końcu trafiłem do „zwykłego” liceum, w którym języka polskiego uczył zakochany w teatrze Profesor Dziurzyński. W błysku pamięci widzę taki moment: mieliśmy przeczytać „Macbetha”. Strasznie to było nudne… Nie znosiłem czytania lektur. Żeby „zabić” nudę zacząłem czytać postaci dramatu różnymi głosami. Pomyślałem, że to musi być fascynujące – wymyślanie świata na deskach teatru, zgłosiłem się do Klubu Gońca teatralnego. Przez pół roku chodziłem tam i przyglądałem się zza kulis, jak robią spektakle. Nie występowałem. Obserwowałem. Jeden chłopak zdał na studia i wtedy powiedzieli: :Długi, musisz uratować to przedstawienie!”. Udało się, bo rolę umiałem na pamięć. Potem nawet dostałem jakąś nagrodę. I poszło! Absolutnie się wkręciłem. Przestałem chodzić do szkoły. Miałem coraz gorsze oceny, ale mimo rodzicielskiego zakazu nadal chodziłem do teatru. Nie zdałem matury. Ale kumple pocieszali: „Ty, masz dobrze! Przynajmniej wiesz co będziesz robił w życiu!” Mieli rację: nie żałuję ani chwili.

A.Cz. :Odniósł Pan duży sukces w aktorstwie filmowym, ale nie porzucił Pan teatru. Dlaczego?

Nie wiem, jak mają inni aktorzy , ale u mnie strasznie ważny jest wewnętrzny rytm. Przyjrzeć się temu rytmowi mogę głównie w teatrze. W filmie trochę grasz, trochę czekasz, nieustannie powtarzasz, możesz się korygować, a w teatrze, kiedy zaczyna się przedstawienie, to oznacza to dla mnie, że przez najbliższe np. dwie godziny funkcjonuję w wymyślonym świecie bez prawa do dubli, idealny moment na przyjrzenie się swojemu aktualnemu rytmowi. Im lepiej go znam, tym sprawniej nim operuję, zwalniam, przyśpieszam itd.

A.Cz.: Istnieje przekonanie, że bycie aktorem polega na wiecznej autopromocji, a Pan uprawia „gwiazdorstwo wklęsłe”, czyli rzadko bywa na czerwonych dywanach. Dlaczego?

T.K.: Amerykański aktor Jeff Bridges i jego buddyjski nauczyciel Rosi Bernie Glassman w książce „Koleś i jego nauczyciel Zen” piszą, że aktor ma naturę węża. Wąż zmienia skórę. Aktor też, przy kolejnych rolach. Na premierze filmu, który zwykle od premiery dzieli kilka miesięcy, czasem pół roku, ma już całkiem „nową skórę”. Wszystkie emocje, przemyślenia, dylematy, które towarzyszom kreacji, ma dawno za sobą. Dziś rozmawiamy o „Bogach”, a oni są dla mnie jedynie wspomnieniem, tą starą skórą. Wbijanie się odświętne stroje i wystawianie na czerwonym dywanie też kłóci się z moją introwertyczną naturą. Ja uwielbiam czas prób, plan filmowy, zdjęcia. Ten „inny czas” jest dla mnie kłopotliwy, najzwyczajniej się nie odnajduję.

A.Cz.: Zagrał Pan teraz rolę polskiego żołnierza Eryka Szumskiego w filmie „Bikini blue”.

T.K.: To bardzo ciekawy film. Tym bardziej, że gram po angielsku, bo rzecz dziej się na wyspach brytyjskich, a bohater ma żonę Angielkę. Miałem korepetytora, który pomagał mi szlifować akcent. Akcja filmu rozgrywa się w 1953 roku w Wielkiej Brytanii. Sporo czasu spędziliśmy na planie filmowym w Anglii. Ale to już za mną. Teraz ekscytuje mnie „nowa skóra” czyli praca nad filmem w reżyserii Pawła Pawlikowskiego pt. „Zimna wojna” w którym grać będę w parze z Joanną Kulig.

NA FILM „BOGOWIE” ZAPRASZAMY DO ITVN W NIEDZIELĘ 25 GRUDNIA O GODZ. 20.00 (CET – BERLIN, PARYŻ), 20.00 (CST – CHICAGO), 21.00 (EST – NOWY JORK, TORONTO).

podziel się:

Pozostałe wiadomości

TOP MODEL

TOP MODEL

SZADŹ 3

SZADŹ 3

PATI

PATI

KUCHENNE REWOLUCJE

KUCHENNE REWOLUCJE

DETEKTYWI

DETEKTYWI

DZIEŃ DOBRY TVN

DZIEŃ DOBRY TVN