MAŁGORZATA ROZENEK: NIE JESTEM PERFEKCYJNA
Jest w tym coś niezmiernie intrygującego, kiedy porad dotyczących prowadzenia domu udziela nie miła, starsza pani, ale młoda, inteligentna kobieta o aparycji modelki. Małgorzata Rozenek od dnia, kiedy po raz pierwszy pojawiła się na antenie TVN w programie „Perfekcyjna Pani Domu”, stała się gwiazdą mediów. Czy naprawdę lubi sprzątać? Czy jest perfekcyjna? Czy to prawda, że ma doktorat? Zapytaliśmy ją o to w naszym wywiadzie.
Jak to się stało, że została pani prowadzącą w programie „Perfekcyjna Pani Domu”?
Dostałam zaproszenie na casting.
Od razu wiedziała pani, że to jest to, w czym się pani odnajdzie?
Nie, choć istniały ku temu przesłanki. Lubiłam prowadzić dom, byłam fanką brytyjskiej edycji „Perfekcyjnej Pani Domu” i w ogóle lubiłam tego typu programy. Do tej pory chętnie oglądam Marthę Stewart czy Nigellę Lawson. Dostrzegłam w zaproszeniu na casting swoją szansę i cieszę się, że udało mi się ją wykorzystać.
Na spotkanie z producentami przyszła pani podobno doskonale przygotowana, z własną książką i ciasteczkami…
To prawda. Chciałam wygrać ten casting, ale uważałam też, że ludziom, którzy mnie na niego zaprosili należy się szacunek. Ktoś postanowił poświęcić mi swój czas, więc zrobiłam wszystko, aby nie był to dla niego czas stracony.
O czym była ta książka?
O prowadzeniu domu. Miała tytuł „Perfekcyjna Pani Domu”. Była to zupełnie normalna książka, przygotowana w półtora dnia, przy ogromnej pomocy moich przyjaciół. Wydana w oszałamiającym nakładzie siedmiu sztuk (śmiech).
A właśnie miała pani zostać doktorem prawa…
Dzień przed castingiem oddałam doktorat do recenzji.
Udało się go pani obronić?
Błagam… (śmiech). Przy dwójce dzieci i takiej ilości pracy, jaką mam teraz, jest to nierealne. Na razie zostawiam ten temat, chociaż muszę przyznać, że bardzo nie lubię niedokończonych spraw.
Czyli możliwe, że w przyszłości jednak zostanie pani pracownikiem naukowym?
Niewykluczone. Mam świadomość tego, jak wygląda praca w telewizji i ile może ona trwać. Poza tym, doktorat po prostu należałoby dokończyć.
To nie pierwszy moment w pani życiu, kiedy zdecydowanie zmienia pani kierunek marszu. Najpierw była szkoła baletowa, potem studia prawnicze, teraz show-biznes...
… ale zawsze kończę to, co zaczęłam. Zdecydowana zmiana jest bardzo dobra, jeśli się odczuwa taką potrzebę, ale w moim przypadku nie oznacza to pozostawienia poprzedniej rzeczy bez jej domknięcia. Najpierw kończę to, co zaczęłam, a dopiero potem zaczynam coś nowego.
Lubi pani sprzątać, tak z ręką na sercu?
Tak szczerze, sprzątanie nie jest moim ulubionym zajęciem. Ale z ręką na sercu mogę powiedzieć, że bardzo lubię porządek. A porządku po prostu nie da się utrzymać, jeżeli się nie sprząta.
Jest pani z natury taka poukładana?
Jeżeli pyta mnie pani o to, czy się taka urodziłam, to na pewno nie (śmiech). Do pewnego momentu miałam naprawdę bardzo duży problem z organizacją przestrzeni wokół siebie. To się zmieniło dopiero, gdy miałam około 17 lat. Ten bałagan zaczął mi po prostu tak bardzo przeszkadzać, że postanowiłam coś z tym zrobić.
Tak z dnia na dzień?
Pamiętam sytuację, kiedy czekali na mnie znajomi, a ja czegoś bezskutecznie szukałam. Wtedy zdałam sobie sprawę, że gdyby wszystko miało swoje miejsce, to nie traciłabym tyle czasu. Oczywiście, zmiana, która się we mnie dokonała nie zaszła w przeciągu dnia, czy nawet dwóch tygodni. Przestawienie się z kompletnego chaosu na porządek wokół siebie zajęło mi około pół roku, ale udało się. Jestem dowodem na to, że to jest możliwe i naprawdę bardzo pomocne w codziennym życiu.
Mówi się często, że zamiłowanie do porządku to jest coś, co wynosi się z domu…
Ja miałam cudowny dom – oprócz tego, że czysty i poukładany, to przede wszystkim emocjonalnie bardzo ciepły. Do dziś mam cudowny kontakt z rodzicami, którzy są dla mnie wzorem w bardzo wielu aspektach życia. Ale prawdą jest też to, że moja mama była perfekcyjną panią domu i nadal nią jest. Mój tata również dużo pomagał w domu, mimo tego, że jego praca zawodowa była niezwykle absorbująca. Do tej pory ubóstwiam otwierać szuflady w biurku mojego taty, bo wszystko jest w nich tak pięknie, równo poukładane i – co najważniejsze – od lat na tym samym miejscu. Na przykład nożyczki zawsze są w lewym dolnym rogu (śmiech).
Czy teraz, podczas realizacji „Perfekcyjnej Pani Domu” korzysta pani z rad swojej mamy?
Oczywiście, że tak. Mam bardzo liczną rodzinę, a w niej wiele doświadczonych kobiet, więc rozmawiam nie tylko z mamą, ale też z ciociami i babciami i staram się te wszystkie rady kompletować. Na przykład dowiedziałam się, że proszek do pieczenia wsypany do pralki świetnie działa jako odświeżacz do firanek. Co więcej, korzystam nie tylko z mądrości swoich cioć i babć, ale też cioć i babć osób, które pracują ze mną przy programie, a także ludzi, którzy zatrzymują mnie na ulicy i dzielą się ze mną doświadczeniami ze swojego domu.
Często się to zdarza?
Tak i to jest dla mnie zawsze ogromna przyjemność. Niedawno podeszła do mnie pani i mówi: „Proszę pani, bo u mnie w domu do mycia okien używało się gazety i to się świetnie sprawdza” lub „Kropla gliceryny dodana do wody świetnie działa na szyby” albo „Włożenie pończoch na noc do zamrażarki powoduje, że są trwalsze”. Wszystkie te porady i domowe sposoby pojawiły się w programie, a otrzymałam je od ludzi, którzy podeszli do mnie na ulicy i się nimi podzielili.
Z tym porządkiem to jest tak, że bardzo wiele osób chciałoby go mieć wokół siebie, ale nie znoszą sprzątać. Czy jest na to jakiś sposób?
Oczywiście, że tak. Nie należy skupiać się na tym, że nie lubi się sprzątania, ale na tym, że lubi się porządek. Jak będziemy się skupiać na tym, że sprzątanie jest strasznie ciężkie i nie chce nam się tego robić, to bardzo trudno będzie nam się do tego sprzątania zabrać. Natomiast jeżeli będziemy mieli w głowie ten ostateczny efekt, do którego dążymy, to wtedy będzie nam o wiele łatwiej. Sprzątanie należy potraktować jako drogę do celu, którym jest czysty, przyjemny i zadbany dom.
Ale skąd wziąć na to czas?
Bardzo ważna jest dobra organizacja. Często namawiam do tego, by sprzątać codziennie, ale nie dłużej niż 15 minut. Naprawdę, o wiele łatwiej jest znaleźć codziennie 15 minut niż później poświęcić na to cały, z reguły wolny, dzień. Druga rzecz to systematyczność – zdecydowanie szybciej sprząta się kurz dwudniowy niż dwutygodniowy. A trzecia rzecz to odkładanie rzeczy na miejsce.
Ogromny bałagan robią też dzieci, ale pani synowie podobno sami odkładają zabawki na miejsce. Jak się to pani udało?
Przede wszystkim dzieci muszą mieć stały rytm dnia i wiedzieć, że kiedy kończy się dzień, odkładamy rzeczy na miejsce. Poza tym, nie bawimy się wszystkimi zabawkami naraz, czyli jeśli chcemy układać puzzle, to musimy najpierw sprzątnąć dinozaury. No i konsekwencja - jeżeli robimy coś codziennie przez miesiąc, dwa, trzy to w pewnym momencie staje się to nawykiem.
Udało się pani wyrobić w synach taki nawyk?
U starszego tak, a z młodszym wciąż jeszcze bywa różnie (śmiech). Ale chłopcy uwielbiają rozmaite urządzenia i dzięki temu bardzo lubią bawić się odkurzaczem, bo to przecież jest maszyna. Kiedyś udawaliśmy, że odkurzacz to kosiarka, a oni bardzo lubią obserwować, jak kosi się trawę.
Czy sprzątanie to zajęcie wyłącznie dla kobiet?
Jeżeli decydujemy się na klasyczny model domowy, w którym mężczyzna pracuje zawodowo, a kobieta nie, to faktycznie większa ilość zajęć domowych spada na nią i to jest naturalne. Natomiast w domach, w których oboje pracują, powinni sprawiedliwie podzielić się obowiązkami.
Tak byłoby idealnie. Mam jednak wrażenie, że to od kobiety oczekuje się, że będzie dbała o dom.
Może powiem coś niepopularnego, ale jestem absolutnie przekonana, że za klimat domu i za jego atmosferę odpowiada kobieta. Nie oznacza to natomiast, że ma w nim sama wszystko robić. Panowie też powinni się w to włączyć, ale tu naprawdę muszę wziąć ich w obronę. Spotkałam wielu panów, którzy bardzo troszczą się o dom.
Dlaczego w takim razie w „Perfekcyjnej Pani Domu” nie ma mężczyzn?
Ależ są! W pierwszej edycji pojawił się jeden pan, a do kolejnych zgłosiło się ich bardzo wielu. Był nawet taki moment, że mieliśmy więcej zgłoszeń od mężczyzn niż od kobiet. Muszę też dodać, że ten pan z pierwszej edycji miał największy bałagan, jaki do tej pory widziałam.
Odwiedza pani domy w całej Polsce i widzi różne rzeczy. Czy coś jeszcze jest w stanie panią zdziwić?
To nie jest tak, że nie dziwi mnie już nic, wręcz przeciwnie, za każdym razem dziwię się coraz bardziej. Pomysłowość ludzi w robieniu bałaganu jest ogromna. Wielokrotnie zaskakuje mnie, jak można było wpaść na to, żeby odłożyć jakąś rzecz właśnie w to miejsce albo doprowadzić jakieś miejsce do takiego stanu. Często myślę, że gdyby tę kreatywność pokierować na inne tory, byłoby to z ogromną korzyścią dla wszystkich.
Program narodził się w Wielkiej Brytanii. Czy pokusiłaby się pani o porównanie tego, co widzimy w brytyjskim oryginale z tym, co jest w polskiej wersji?
Do niedawna wydawało się, że Brytyjczycy są większymi bałaganiarzami niż Polacy, ale im dłużej robię ten program, tym bardziej zaczynam w to wątpić (śmiech). Bałagan wszędzie jest taki sam. Jedyne, co zauważam wyraźnie na naszą korzyść to fakt, że jak już podejmujemy się jakiegoś wyzwania to podchodzimy do tego bardzo poważnie. Nasze rodziny nie skupiają się tylko na tym, żeby dobrze posprzątać - jak na razie nie było ani jednego odcinka, w którym przy okazji sprzątania nie byłoby zrobionego remontu.
Niektórzy zarzucali pani programowi, że ogłupia ludzi.
Nawet nie mam potrzeby odnoszenia się do tych zarzutów. Nie uważam, żeby były słuszne. Oglądanie tego programu nie jest obowiązkowe. Nie podejrzewam też, by widzowie „Perfekcyjnej Pani Domu” byli masochistami, którzy męczą się przed telewizorami. To jest program rozrywkowy, który ma pokazać proste i szybkie sposoby na prowadzenie domu i tak należy go postrzegać. Dorabianie jakiejkolwiek większej ideologii jest po prostu niepotrzebne. Poza tym, to nie jest program wyłącznie o sprzątaniu.
A o czym?
O zmianie. O tym, że to my decydujemy, w jakich warunkach żyjemy, to my kształtujemy przestrzeń wokół siebie i mamy wpływ na to, co się dzieje z naszym życiem. Sprzątanie jest najlepszą metaforą tego, że przy pewnym wysiłku możemy zmienić rzeczywistość wokół siebie.
Czy pani widzi tę zmianę w uczestniczkach programu?
Tak, i mówię to całkiem szczerze. To jest tak jak z dietą – jeśli ktoś włoży w nią ogromny wysiłek i zobaczy efekty, to samo przejście tej drogi go zmienia. Tu jest podobnie, to jest tydzień pełen emocji i pracy, ale ten tydzień zawsze kończy się tym, że mamy posprzątany dom, czyli osiągnęłyśmy efekt.
Ten program zmienił też pani życie. Niemalże z dnia na dzień stała się pani osobą znaną, której każdy krok śledzą paparazzi. Spodziewała się pani tego?
Nie myślałam, że zmiana będzie aż tak duża. Ale ponieważ jestem zapracowaną osobą, skupiam się na pracy i na dzieciach, to nie mam czasu, żeby przesadnie zastanawiać się nad tym szumem dookoła mnie. A nawet gdybym miała więcej czasu, to i tak nie chciałabym się na tym skupiać. To jest element mojej pracy i tak to traktuję. Nie ma to wielkiego wpływu na moje życie.
Ale bywa uciążliwe na co dzień…
Tak, szczególnie wtedy, kiedy dotyka to moich najbliższych.
Czy paparazzi są nachalni?
To są bardzo grzeczni i mili panowie. Nie spotkałam się z jakimś agresywnym czy niekulturalnym zachowaniem, ale sam fakt, że są, jest męczący. Staram się jednak zrozumieć, że oni też wykonują swoją pracę.
Od momentu, kiedy pojawiła się pani na antenie od razu pojawiły się też zarzuty, że tak naprawdę nie jest pani perfekcyjna.
Ależ ja nigdy nie mówiłam, że jestem perfekcyjną panią domu. To jest jedynie tytuł programu, który prowadzę. Jestem normalną kobietą i matką, zwyczajnie prowadzę dom, zajmuję się dziećmi i pracuję zawodowo. Nikogo nie dziwi, że osoba pracująca, na przykład, w banku, ma nianię, która zajmuje się dziećmi, a w moim przypadku jest to odbierane jako złamanie jakiegoś kanonu. Czy naprawdę byłoby lepiej, gdyby moje dzieci biegały z kluczem na szyi? Dlatego mają – cudowną zresztą – nianię. W tym kontekście takie zarzuty bywają zabawne.
Podobna sytuacja przydarzyła się brytyjskiej prowadzącej…
Pierwszą rzeczą, którą powiedziała mi Anthea było: „Uważaj, w nazwie tego programu jest perfekcyjna, więc każdy będzie się teraz starał udowodnić, że perfekcyjna nie jesteś”. Tyle, że ja nigdy nie stawiałam takiej tezy, więc nie boli mnie kiedy ktoś mówi, że nie jestem perfekcyjna, no bo nie jestem.
Rozmawiała Marta Fujak (ITVN)
Małgorzata Rozenek – prowadząca program „Perfekcyjna Pani Domu”, emitowany przez iTVN. Od 10 do 19 roku życia była uczennicą szkoły baletowej, którą ukończyła z tytułem artysty tancerza scen polskich. Po szkole, na pewien czas wyjechała do Francji, gdzie zakochała się w tamtejszej kuchni i doskonaliła umiejętność gotowania w akademii kulinarnej. Kolejnym etapem w jej życiu były studia prawnicze. Po uzyskaniu tytułu magistra prawa, nie pracowała jednak w swoim zawodzie. Wyszła za mąż za aktora Jacka Rozenka i poświęciła się opiece nad dwójką synów. Od 2012 roku uczy Polki jak radzić sobie z prowadzeniem domu w programie „Perfekcyjna Pani Domu”.