Z nią nie można się nudzić!
Agnieszka Dygant jedna z najpopularniejszych polskich aktorek jest absolwentką łódzkiej „Filmówki”. Na dużym ekranie zadebiutowała jeszcze w czasie studiów w „Farbie” Michała Rosy. W 1998 roku zdobyła nagrodę na XIX Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, brawurowo śpiewając „Sing, Sing” Agnieszki Osieckiej. Aktorka obdarzona wielkim temperamentem, naturalnością i niezwykłym talentem komediowym, szybko stała się gwiazdą telewizyjnych seriali. Polscy widzowie ją uwielbiają, o czym świadczą „Telekamery Teletygodnia” - nagrody przyznawane aktorce przez nich właśnie. W grudniu Agnieszka Dygant rozpoczęła pracę nad kolejnym sezonem popularnego serialu „Prawo Agaty”.
Aleksandra Czernecka: Agata Przybysz, adwokatka, bohaterka serialu „Prawo Agaty”, to dziewczyna z charakterem. Świetny fachowiec i dobry przyjaciel. Czy z Panią się można łatwo zaprzyjaźnić?
Agnieszka Dygant: Chyba tak. Wydaje mi się, że jestem prosta w tak zwanej obsłudze. (Śmiech)
A.Cz.: W serialu „Prawo Agaty”, przyjaźń, to chyba najważniejszy stan emocjonalny głównych bohaterów. A jakie znaczenie ma przyjaźń w Pani życiu?
A.D.: Mam kilku wiernych przyjaciół od lat. Niektóre z tych osób znam od liceum. To nie jest liczna grupa osób. Choć, kiedy miałam zaprosić na czterdzieste urodziny kilka najbliższych osób, to wyszła całkiem spora biba. Myślę, że większość z moich przyjaźni przetrwa do tak zwanej grobowej deski. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby ich nie być w moim życiu. Straszna nuda. Julian Tuwim powiedział: „żebyś żył tak, żeby po twojej śmierci twoim przyjaciołom zrobiło się nudno”. Mam nadzieje, że moim przyjaciołom beze mnie byłoby nudno. Że ja też jestem dla nich kimś ważnym.
A.Cz.: Czy potrafi się Pani przyjaźnić z mężczyznami?
A.D.: Tak. Choć to jest inna przyjaźń niż z kobietami. Większość moich przyjaciół, to dziewczyny.
A.Cz.: Mam wrażenie, że buduje Pani postać Agaty bardzo subtelnymi środkami. Agata przed jazdą samochodem zdejmuje buty na wysokich obcasach i zakłada balerinki. Z przebojowej adwokatki zmienia się w odpowiedzialnego kierowcę. Czy to Pani pomysł?
A.D.: Tak, ale to był pomysł zupełnie spontaniczny. Po prostu któregoś razu po całym dniu biegania na szpilkach byłam już bardzo zmęczona i bolały mnie nogi, więc pomyślałam, że może Agata mogłaby zmienić je na trampki, bo będzie prowadzić auto i że to może być nawet fajne. I to się przyjęło.
Prawo Agaty
A.Cz.: Jak pracuje się nad postacią, na której opiera się powodzenie kilku sezonów serialu i sympatia wielomilionowej widowni?
A.D.: Pracy jest tyle samo, co przy serialu, który zaliczyłby klapę. (Śmiech) A mówiąc serio: bywa rożnie. Czasem pod koniec transzy jesteśmy bardzo zmęczeni. Często brakuje nam czasu, więc ciągle pędzimy. Mam jakieś dziwne poczucie odpowiedzialności za całość, za wszystkich. Zupełnie bez sensu, bo przecież ekipa wie co ma robić, ale bardzo mocno jestem emocjonalnie związana z tym projektem. Przy moim charakterze takie zachowanie, to raczej standard. Niektórzy się śmieją, że nawet jak choruję, to w weekend, a nie podczas zdjęć, żeby niczego nie zawalić.
A.Cz.: W jaki sposób odczuwa Pani popularność serialowej postaci Agaty? Co w popularności drażni, a co zachwyca?
A.D.: Zachwyca jakieś dziwne i zupełnie bezpodstawne poczucie bezpieczeństwa. To pewnie dlatego, że dużo ludzi mnie kojarzy, więc chcą mi pomóc i czasami traktują w szczególnie miły sposób, a to daje poczucie, że cię nie dotkną pewne rzeczy, że cię nikt nie zwymyśla na ulicy czy okradnie, albo, że nie zachorujesz. To taka miła iluzja, bo przecież, to nie prawda. A niefajne jest to, że kiedy wyjeżdżam z rodziną, to czasem czujemy się obserwowani i to nas trochę deprymuje. Ale chyba są większe zmartwienia na świecie. Zdecydowanie więcej jest profitów niż cieni.
A.Cz.: Jaki jest Pani ulubiony serial? Postać?
A.D.: „True Detective".
A.Cz.: „Exploited", „Disorder", „Moskwa”, „Armia”, „Proletaryat", „Brygada Kryzys”. Kiedyś słuchała Pani tych zespołów, grała w punkowej kapeli „Dekolt” czy bunt się „ustatecznił”? A może nadal istnieją rzeczy, sprawy, ludzie, przeciw którym się Pani buntuje?
A.D.: Jak się ma czterdzieści lat to bunt już trochę inaczej wygląda. Może całe szczęście! Jestem dość temperamentną osobą i ten zadzior ciągle we mnie jest, a przynajmniej tak mi się wydaje. To całe punkowanie to był dość krótki, ale intensywny okres w moim młodzieńczym życiu i uważam, że zostawił we mnie jakiś ślad.
A.Cz.: Kiedy zorientowała się Pani, że aktorstwo to Pani żywioł?
A.D.: Dość wcześnie przejawiałam, tak zwane predyspozycje. Jako dziecko lubiłam się popisywać i skupiać na sobie uwagę innych. Mdlałam w szkole na zawołanie. Co było dość przydatne w dniu pisania klasówki. Z resztą korzystała na tym cała klasa, bo robiło się zamieszanie i jakoś zawsze się nam upiekło.
A.Cz.: Jest Pani zodiakalnym Baranem, człowiekiem słońca. Gdzie jest źródło „zasilania”? Co Panią „nakręca”?
A.D.: Ludzie mnie nakręcają. Przebywanie w większym towarzystwie sprawia, że krew płynie mi szybciej, robię się dowcipniejsza, mam lepsze riposty.
A.Cz.: Sprawia Pani wrażenie osoby obdarzonej poczuciem humoru. Czy tak jest w istocie?
A.D.: No chyba tak. Choć pewnie moi domownicy nie podzielają Pani zdania. Podobno na przykład Irena Kwiatkowska, która była postrzegana jako bardzo zabawna osoba w życiu prywatnym wcale nie odczuwała potrzeby bycia zawsze dowcipną. Coś w tym jest.
A.Cz.: Co wywołuje uśmiech na Pani twarzy, a co doprowadza do łez?
A.D.: Do łez mnie doprowadza krzywda dzieci, a cieszy mnie…dużo rzeczy.
A.Cz.: Czy uważa się Pani za osobę dobrze zorganizowaną, panującą nad życiem, rzeczywistością?
A.D.: Raczej tak. Lubię mieć wszystko pod kontrolą. Choć nie zawsze mi się to udaje.
A.Cz.: Co Pani robi, gdy już wszystko jest zrobione?
A.D.: Ulepszam to, co jest już zrobione. (Śmiech)
PRAWO AGATY
A.Cz.: Sporo pracuje Pani w dubbingu? Czy mówi Pani do synka dialogami z bajek?
A.D.: Czasem tak się bawimy. Ostatnio, jak oglądaliśmy „Smurfy”, to po moich kwestiach czyli złej Smerfetki synek prosił mnie, żebym ciągle, to powtarzała. Strasznie go to śmieszyło.
A.Cz.: Jaka jest Pani i jego ulubiona książka do czytania przed snem?
A.D.: Ja lubię historię o koszmarnym Karolku i jego idealnym bracie Danielku. Ale też bardzo lubię „Ja i moja siostra Klara”. Chyba nawet bardziej to lubię niż Ksawery.
A.Cz.: Pani kariera aktorska rozwija się dynamicznie: kolejne seriale, filmy. Sypią się propozycje reklamowe znanych marek (kosmetyki, zegarki, sieci komórkowe) zapewniające stabilność finansową. Czy to daje poczucie dobrego wyboru życiowej drogi?
A.D.: Kiedy zdawałam do szkoły filmowej, to absolutnie nie miałam żadnych finansowych imperatywów. Wydaje mi się, że ludzie młodzi w ogóle nie myślą o takich rzeczach. Są pochłonięci swoją pasją i to się liczy. Nie zastanawiałam się, czy kiedyś dostanę kontrakt reklamowy albo czy będę popularna. To przyszło tak przy okazji. Oczywiście cieszę się z tego.
A.Cz.: Czy dobrze czuje się Pani w skórze aktorki?
A.D.: Nie najgorzej. (Śmiech) Aczkolwiek wydaje mi się, że nie będę całe życie aktorką w takim wymiarze, jak teraz. Zajmę się innymi rzeczami takie mam przeczucie.
A.Cz.: Co w polskiej kulturze Panią drażni?
A.D.: Drażni mnie tak zwane „nabzdyczenie” i krytycyzm. Denerwuje mnie kiedy luminarze sztuki „mądralują” i wytykają innym brzydkie cechy, wyłączając z tej grupy siebie. Tylko dlatego, że o tym mówią uważają, że są lepsi. Ohyda! Drażni mnie też powtarzanie do znudzenia, że dzisiejsza telewizja to dno, że każdy serial jest głupi i że w serialu gra się gorzej niż w teatrze i kinie. Nie do końca się z tym zgadzam.
A.Cz.: Jaki polski film poleciłaby Pani Polakom mieszkającym za granicą?
A.D.: Ostatnio oglądałam „Chce się żyć”. Już od drugiej minuty filmu beczałam, jak bóbr i tak było do końca. Świetne role Dawida Ogrodnika no i oczywiście chłopca, który grał rolę małego Mateusza. Niezwykle utalentowany młody człowiek. Wzruszająca rola Jarka Jakubika. Wszyscy spisali się na medal, a reżyser mimo trudnego tematu, nie zamęczył nas przejaskrawionym okrucieństwem. Zrobił film z miłością do ludzi. I to było na prawdę coś.
A.Cz.: Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Aleksandra Czernecka (ITVN)