WYWIAD Z BOŻENĄ DYKIEL

wywiad z bożeną dykiel
wywiad z bożeną dykiel

Dom jest dla mnie najważniejszy

Jest typową zodiakalną Panną i wszystko musi mieć poukładane: w domu, w życiu i w pracy. Pełna niespożytej energii i optymizmu, z powodzeniem godzi wymagający zawód aktorki z nie mniej wymagającą rolą żony i matki. Od kilku lat panią domu jest również na ekranie - jako Maria Zięba w serialu „Na Wspólnej” podbiła serca widzów iTVN. W czym podobna jest do swojej bohaterki, gdzie ucieka od domowych i zawodowych obowiązków, a także dlaczego uważa, że nie należy się zbytnio spieszyć ze ślubem opowiada Bożena Dykiel.

Gra pani Marię Ziębę już 10 lat. Czy kiedy zaczynaliście pracę w „Na Wspólnej” przypuszczała pani, że przygoda z tym serialem potrwa aż tyle czasu?

Głośno tego nie mówiłam, ale miałam jakieś takie wewnętrzne przekonanie, że dosyć długo będziemy razem pracować. Może dlatego, że zespół został bardzo starannie dobrany. Do tej pory się lubimy i nie ma między nami niesnasek czy nienawiści.

Z Mieczysławem Hryniewiczem, który wciela się w pani męża Włodka, czujecie się już pewnie jak stare dobre małżeństwo.

Ja Miecia Hryniewicza znam dłużej niż swojego męża, z którym jestem już 37 albo i 38 lat. Znamy się jeszcze z czasów szkoły teatralnej, a potem spędziliśmy razem przeszło dziesięć lat w Teatrze Narodowym. Miecio ma bardzo dobry charakter i jest mężem idealnym (śmiech). Nawet jak jest źle, to on potrafi być zadowolony. Jest też cudownie spolegliwy i kiedy ja jestem złośnicą i piekielnicą, to Miecio mówi: „No i po co się wściekasz? Zaraz wszystko będzie dobrze.” Po prostu miód na serce.

Często bywa pani złośnicą?

No, jeśli coś jest nie tak, jak było zaplanowane, to się złoszczę. Lubię mieć wszystko poukładane jak w zegarku, kiedy natomiast coś mi się zaczyna walić i palić, to popadam w popłoch i od razu się wściekam. Niestety, taki mam charakter.

Odnoszę wrażenie, że Maria Zięba jest do pani dość podobna…

Bo ja ją tak ukształtowałam. Ona na początku miała być zupełnie inną osobą, ale że niespecjalnie mi się podobała, to zapytałam, czy mogę ją trochę zmienić.

A jaka miała być?

Miała być po prostu wrednym babonem - dlatego mi się nie podobała. Grania wrednego babona odmówiłam Wajdzie, więc w „Na Wspólnej” też na pewno bym nie grała, gdyby się nie zgodzili na moje propozycje. Ale się zgodzili i te zmiany wyszły, moim zdaniem, na dobre. Dałam Marii Ziębowej cząstkę siebie i dzięki temu ta postać jest wiarygodna, a widz ją lubi i rozumie.

Co Maria Zięba dostała od Bożeny Dykiel?

Trochę więcej ciepła, zwłaszcza dla dzieci i wnuków. Teraz Maria nawet jak się kłóci z mężem i wióry lecą, to potem potrafi przyjść, przytulić się i przeprosić. To są bardzo ważne rzeczy.

Przez te 10 lat pani bohaterka miała wiele różnych przejść. Co pani najbardziej utkwiło w pamięci?

To, co mną najmocniej tąpnęło i zaważyło na moim spojrzeniu na aktorstwo to wylew Ziębowej. Nigdy wcześniej nie widziałam osoby, która dostała wylewu. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że ta choroba spowoduje tak duże konsekwencje dla granej postaci. Ja już dostawałam świra, ponieważ po wylewie wraca się do zdrowia bardzo długo - Ziębowej zajęło to prawie rok. Musiałam się nauczyć posługiwać lewą ręką, bo prawa była bezwładna, musiałam zmienić sposób mówienia i poruszania się. Po zdjęciach przychodziłam do domu i dalej mówiłam jak Ziębowa. Mój małżonek patrzył na mnie i mówił: „Bożenka, jesteś już w domu”. Ale przecież nie można po dwunastu godzinach grania kogoś tak jak ja grałam, przyjść do domu, otrzepać się i znowu być fajną Bożenką. Tak się nie da.

Widzowie też bardzo przeżywali tę sytuację. A im często myli się aktor z postacią, którą gra…

Nie często, tylko zawsze (śmiech).

Pytano panią wtedy o zdrowie?

Przez wiele lat byłam jurorką w konkursie podczas targów żywnościowych. Wtedy też miałam zasiadać w jury, ale jak się dowiedziałam od organizatorów, wielu wystawców miało co do tego wątpliwości. Pytali: „Ale czy na pewno będzie pani Dykiel? Przecież ona jest po wylewie.” (śmiech)

Często się zdarza, że ktoś mówi do pani „pani Mario”?

Głównie są to młodzi widzowie. Starsi pamiętają moje spektakle i przeszło siedemdziesiąt różnych filmów. Poza tym, prawie wszystkie kultowe seriale są ze mną. Ale młodzież, która zna mnie tylko z „Na Wspólnej” mówi do mnie „pani Mario”.

Ma pani na swoim koncie bardzo wiele ról teatralnych i nadal pani gra, ostatnio w spektaklu „Dziewczyny z kalendarza”. Co daje pani teatr?

O, proszę pani, teatr to jest żywy widz, którego, będąc na scenie, „trzymam z całych sił” i jak trzeba wodzę na nos. Granie w teatrze sprawia mi wielką przyjemność.

A czy kiedyś jeszcze będziemy mieli okazję zobaczyć panią na dużym ekranie?

Bardzo chętnie bym coś zagrała, ale dla starszych aktorek nie ma wielu propozycji. Może jak już będę nad grobem, to wtedy jakaś rola prapraprababci mi się trafi (śmiech). Bo przecież Danusia Szaflarska, która jest genialną aktorką i jest grubo po dziewięćdziesiątce, gra na okrągło. Więc może i dla mnie przyjdzie taki moment. Poza tym, granie w takim serialu jak „Na Wspólnej” bardzo często zniechęca reżyserów do tego, żeby zaproponować aktorowi rolę, bo wiedzą, że jest dość zajęty.

Czyli coś za coś…

Zawsze są jakieś plusy i minusy. Plusem jest za to na pewno to, że mam pracę, dzięki której nie wypadam z rytmu i ciągle ćwiczę swój warsztat. Na planie uczę też młodych ludzi, z którym gram różnych rzeczy, na przykład zmiany tekstów, żeby im bardziej pasowały „do gęby”, jak ja to nazywam. Robię to z wielką przyjemnością.

Oprócz pracy zawodowej, pani drugą, a może nawet pierwszą pasją jest bycie stuprocentową panią domu.

Bo to jest dla mnie podstawa. Ja, jako jedna z pierwszych aktorek, powiedziałam, że dom jest dla mnie najważniejszy. Nie teatr, nie film, tylko dom, bo dom to jest mój akumulator.

Powiedziała pani kiedyś, że dom polega na tym, że jest w nim pani domu.

Bo to od kobiety zależy, jaki jest dom i od nikogo więcej. To, czy domownicy chcą przychodzić do domu na obiad, czy chcą tam spędzać weekendy i spotykać się z rodzicami, gdzie szukają rady. To jest właśnie to.

Ale dom to nie tylko kobieta, ale też mężczyzna.

O swoim mężu mogę mówić tylko dobrze. Jest konkretny i odpowiedzialny, czuję się przy nim bezpiecznie, a poza tym on wie wszystko. Taki mi się trafił!

Naprawdę wie wszystko?

No, może pan Rysio nie zna się na ogrodzie tak jak ja się znam, ale ma genialną pamięć. On po prostu pamięta wszystko ze szkoły, całą fizykę, biologię, chemię. I kiedy ja coś tam robię z elektryką nie tak, on mówi: „Bożenko, przecież to jest szósta klasa szkoły podstawowej” (śmiech).

Jesteście małżeństwem już 37 lat…

Albo i 38, musiałabym to dokładnie policzyć. Myśmy się z małżonkiem dobrali w taki sposób, że nam się podobają te same rzeczy. Mamy taki sam gust, lubimy wspólne wyjazdy, te same wina. Nie potrzebujemy wakacji, żeby od siebie odpocząć. Przeciwnie - na wakacje jeździmy zawsze razem i się ze sobą nie nudzimy.

Nigdy się nie kłócicie?

Oczywiście, jak byliśmy w bardzo młodym związku to pióra leciały, kłóciliśmy się zażarcie i zupełnie nieprawdopodobnie, ale ja z wiekiem dojrzałam do tego, że kobieta, która milczy jest fajniejszą kobietą. Lepiej nie powiedzieć nic, niż powiedzieć za dużo. Kłapanie dziobem niczego dobrego nie przynosi, a faceci są przeważnie zażarcie uparci i zawsze chcą postawić na swoim.

I co wtedy?

Należy im na to pozwolić.

W dzisiejszych czasach tak udane i długie małżeństwo to rzadkość. Co jest, pani zdaniem, sekretem dobrego związku?

Przede wszystkim nie wolno za szybko podejmować decyzji na temat tego, z kim się chce być do końca życia. Uważam, że małżeństwo to wielka odpowiedzialność i nie można brać ślubu na chwilę. Ja wybrałam pana Rysia na męża nie tylko dlatego, że byłam zakochana, ale też dlatego, że pojawiła mi się taka myśl: „O tak, z nim to mogłabym mieć dzieci”.

To jest najważniejsze kryterium?

Sądzę, że jeżeli w głowie zapali się taka lampka, to znaczy, że to jest ten facet. Nigdy nie wolno robić pochopnych ruchów typu: „Zakochałam się i koniecznie musimy od razu wziąć ślub”. Nie, trzeba razem pomieszkać i zobaczyć, czy jak chodzę na bosaka i w rozciągniętej koszuli nocnej to dalej jest wszystko ok.

Tego uczyła pani też swoje córki?

Tak, rozmawiałyśmy o tym. Mam nadzieję, że moje dziewczyny dobrze wybrały i - tak jak mama – zostaną z jednym mężczyzną na całe życie.

Jest pani mamą i babcią, a figury i wyglądu mogłoby pani pozazdrościć wiele młodszych koleżanek.

Moja mama miała dobrą figurę, gładką buzię, świetne nogi, ładny biust i była jasną blondynką, żadnych siwych włosów do śmierci. Oprócz tego ja o siebie dbam - regularnie ćwiczę i stosuję dietę.

Chodzi pani na fitness?

Nie, na to mi szkoda czasu. Mieszkam natomiast w pięknym miejscu w lesie i mam okna od sufitu do podłogi, więc latem otwieram na oścież okna, rozkładam swoją matę, patrzę na las i ćwiczę. Raz 45 minut, raz godzinę albo dłużej, w zależności od tego, ile mam czasu. I po takich ćwiczeniach czuję się świetnie.

Ma pani troje małych wnucząt. Jak się pani odnajduje jako babcia?

Świetnie, tylko trzeba mieć dużo zdrowia - dlatego tyle ćwiczę (śmiech). Jakby pani musiała przez trzy godziny bawić się w chowanego, biegać po domu i robić różne karuzele, to wiedziałaby pani, że babcia musi mieć kondycję.

Fajnie jest być babcią?

Bycie matką to wielka odpowiedzialność, a bycie babcią to same przyjemności. Zwłaszcza, że wnuki mnie uwielbiają i ja je też uwielbiam. Poza tym, najlepsze jest to, że przez jakiś czas mam dzieci u siebie, ale potem zabiera je córka i mam wieczór wolny (śmiech).

Ma pani bardzo dużo zajęć: praca, dom, gotowanie, sprzątanie, prasowanie, ogród, wnuki, gimnastyka. Jak pani znajduje na to wszystko czas?

Właśnie ostatnio znajduję go coraz mniej. Muszę pani powiedzieć, że zaczęłam nawet lubić zimę, bo wtedy nie muszę pracować w ogródku.

Nie ma pani czasem ochoty na małe wagary?

Ależ ja to robię! Po prostu raz na jakiś czas wyjeżdżam pod palmę. To jest moja ucieczka i odpoczynek. Nie zajmuję się wtedy niczym innym poza sobą, książkami i spacerami. Słońce to jest podstawowy akumulator dla człowieka, więc kiedy odsłaniam kotary i widzę turkusowe morze, cudowne słońce, przepiękne kwiaty to po prostu mam „power”.

Gdzie pani najchętniej jeździ?

Najchętniej na Karaiby, może dlatego, że ludzie na Karaibach są bardzo sympatyczni, uśmiechnięci i mają taki dobry stosunek do wszystkiego. Ale jak może być inaczej, skoro tam jest piękna pogoda przez cały rok, najwspanialsze owoce, dobre wino i doskonały rum? Uwielbiam też Egipt, który ma najpiękniejsze morze na świecie - takiego turkusu i tak pięknych kolorowych ryb nie ma nigdzie na świecie. Dlatego bardzo mnie martwi, że nie możemy tam teraz pojechać. Mój małżonek, który jest dobrze zorientowany, twierdzi, że w Egipcie wojna domowa wisi na włosku. Szkoda.

A skąd pani wie, że tam są takie piękne ryby, nurkuje pani?

Tak, ale nie jestem jakimś zaawansowanym nurkiem. Pływam po prostu z maską i rurką. Żeby tak nurkować po 20 metrów w dół, to trzeba być młodym człowiekiem.

Tam jest słońce, tu zimno i ponuro. Nie miałaby pani ochoty przenieść się gdzieś do ciepłych krajów?

Nawet kiedyś o tym myślałam, ale jednak nie. Muszę mieć przyjaciół i dzieci blisko siebie. Może gdybym była młodsza to przeniosłabym się razem z dziećmi w ciepłe kraje, kto wie? Teraz już nie, starych drzew się nie przesadza. Chociaż nieraz się złoszczę na te wszystkie niedogodności u nas, ale wtedy staram się po prostu nie wychodzić z domu (śmiech).

Rozmawiała Marta Fujak (iTVN)

NA NOWE ODCINKI SERIALU „NA WSPÓLNEJ” ZAPRASZAMY OD PONIEDZIAŁKU DO CZWARTKU O GODZINIE 20.10 (CET – BERLIN, PARYŻ), 20.00 (CST – CHICAGO) I 21.00 (EST – NOWY JORK, TORONTO) NA ANTENĘ iTVN!

Bożena Dykiel – jedna z najwybitniejszych polskich aktorek filmowych i teatralnych. Swoja karierę rozpoczęła w STS-ie, by następnie przez ponad 10 lat grać na deskach Teatru Narodowego, gdzie stworzyła dziesiątki niezapomnianych kreacji. Wystąpiła w bardzo wielu filmach najlepszych polskich reżyserów (m.in. w „Ziemi obiecanej”, „Człowieku z żelaza”, „Awansie”). Zagrała również w licznych komediach, które do dziś uważane są za filmy „kultowe” (m.in. „Brunet wieczorową porą”, „Alternatywy 4”, „40-latek”). Występowała też w serialach, takich jak „Dom” czy Plebania”. Od 10 lat wciela się w postać Marii Zięby z serialu „Na Wspólnej”.

Prywatnie od 38 lat jest żoną Ryszarda Kirejczyka, z którym ma dwie, dorosłe już córki. Jest babcią trojga wnucząt.

Materiały iTVN

podziel się:

Pozostałe wiadomości

TOP MODEL

TOP MODEL

SZADŹ 3

SZADŹ 3

PATI

PATI

KUCHENNE REWOLUCJE

KUCHENNE REWOLUCJE

DETEKTYWI

DETEKTYWI

DZIEŃ DOBRY TVN

DZIEŃ DOBRY TVN